Karolina o sobie
Zaprezentować siebie jest rzeczą trudną, bo ciężko jest powiedzieć o sobie coś obiektywnego. Więc będzie subiektywnie. Mam 27 lat. Całkiem sporo i całkiem mało. Dużo jeszcze przede mną ale też dużo już za mną. Na co dzień jestem pracownikiem naukowym i zajmuje się problematyką osób niepełnosprawnych. Ale przede wszystkim jestem mamą i żoną. Odkąd urodziła się moja córka świat zmienił się diametralnie. Moja hierarchia wartości obróciła się o 180 stopni. Ja sama troszkę zwolniłam tempo życia, a może bardziej zasadne jest powiedzenie, że dostosowałam je do mojego malucha. I nie żałuję. Jak już mówiłam jestem też żona. Dzień bez uśmiechu od męża, pocałunku i garści czułych gestów to dzień stracony. Krótko mówiąc jestem mamą, żoną i kobietą. Jestem spełniona. Przed ciążą co dziennie była siłownia, basen, fitness. To było jak powietrze. Teraz też lubię się poruszać, bo organizm raz rozruszany nie może się zastać. Basen z małą, długie spacery. Marzy Nam się, że już niebawem zaczniemy rowerowe wycieczki rodzinne. Ruch szczególnie w ciepłe dni bardzo wskazany. Chciałabym ten ruch zaszczepić mojemu dziecku. Poza tym jestem duszą twórczą. Lubię pisać. Piszę dla małej, dla siebie dla męża. Pisze kiedy mam czas, kiedy mam wenę albo kiedy czuję taką potrzebę. Szczere i otwarte kontakty z bliskimi to mój priorytet. Nauczyłam się tego od mamy chociaż trochę czasu zajęło mi przyswojenie tego. Do dziś dnia odwiedzam moich rodziców tak często jak tylko się da. Chętnie wracam na stare śmieci. Oglądam te miejsca z perspektywy i przed oczami stają mi obrazy z przeszłości, znajomi, zabawy. Cieszę się, że ktoś wynalazł aparat fotograficzny bo dzięki niemu mogę zatrzymywać chwile takim i jakie one są a niekoniecznie takimi jakie je pamiętam bo pamięć czasem może płatać figle. Fotografia to moja druga po pisaniu pasja. Kocham zdjęcia. Robie je to tu to tam z boku z dołu z góry czasem nawet z podskoku. I chociaż jestem młodą mamą to niekoniecznie są to zdjęcia tylko mojego dziecka. Tą pasję dzielę razem z mężem. Czasem mnie upomni, że kadr nie taki że nie ostre że niedoświetlone. Ni powiem żebym to uwielbiała ale człowiek uczy się na błędach a jak ktoś jeszcze może podpowiedzieć jak je zniwelować to czemu nie posłuchać? Z natury jestem optymistką. Uśmiech to mój znak rozpoznawczy. Nawet w pracy jak się nie uśmiecham to od razu słyszę pytanie co mi się stało. Uważam, że życie jest zbyt krótkie na ciągłe umartwianie się. Trzeba się martwić ale z umiarem. Jestem też niespokojnym duchem. Siedzenie w miejscu zbyt długie mnie męczy od razu czuję wtedy napływ energii i chęć przemierzania świata. I wtedy zaczyna się planowanie. Może wyjazd do Kazimierza chociaż na jeden dzień pospacerować. Wyjazd na działkę na wieś żeby mała zmieniła klimat, żeby można było tam po lesie pospacerować pójść na jagody i z takich świeżych jagód zrobić pierogi polane słodką śmietaną. Hmmm … pycha. Może nawet na warszawska starówkę żeby nóżki rozprostować mała przewietrzyć, albo nawet wycieczka do jakiegoś centrum handlowego żeby pochodzić. No coś żeby nie siedzieć w domu. Wyjść do ludzi. I dać małej szanse żeby poznała świat, zobaczyła krówki czy kurki na działce, zmieniła klimat. Co do ludzi to kocham ich. Ale nie jestem co do nich bezkrytyczna. Bo zawsze maja dwie strony: ta dobrą i to bardziej ciemną. Ale jestem jak w tym zdaniu Hemingwaya „Człowiek nie jest samotną wyspą”. Ja taka wsypą bym nie mogła być. Jestem zdecydowanie dużo gadającym ekstrawertykiem. Lubię rozmaić, poznawać i próbować. Po prostu lubię żyć. I poznawać życie ale nie zawsze przyjmować je takim jakie ono jest. Mam dużo marzeń, planów na przyszłość. Czasem są one do zrealizowania od ręki czasem niekoniecznie. Ale jestem uparta. Nie poddaje się. Nie lubię tez pokazywać swojej słabości. Właściwie nie wiem skąd mam tą cechę charakteru i dlaczego chcę być taka twarda. Kiedy czuję się już miastem zmęczona i chcę odpocząć lubię pojechać na działkę. Tam zieleń mnie uspokaja. Ale doceniłam to dopiero jak była starsza, bo jak byłam młodsza inaczej patrzyłam na życie. Człowiek jest bardzo zadziwiającą istotą. Złożoną skomplikowaną. Jak ja to mówię jest takim małym żuczkiem. Ja lubię obserwować te żuczki. Lubię patrzeć na nie, podziwiać je, czasem się nimi zachwycać czasem wręcz przeciwnie. Czasem jestem zorganizowana czasem chaotyczna. A teraz tak właśnie sobie myślę, że pisząc ten teks wyszedł mój chaos na wierzch. Raz pisze o tym raz o tym. Nie wiem czy jest top logiczną całością ale ja jestem tylko kobietą a kobiety nie zawsze są logiczne. Jak to mówi mój mąż „Jedyną stałą cechą kobiet jest ich zmienność” i tu się z nim zgadzam. Ja dodatkowo jestem zodiakalnym bliźniakiem więc mam milion twarzy na każdy dzień, każda godzinę czy minutę inna twarz. Milion pomysłów roi się w mojej głowie od rana do wieczora a czasem nawet i w nocy. Te nocne są najgorsze bo wtedy się budzę i rozmyślam i zasnąć nie mogę. A rano wstaje i dalej się w tej mojej główce kotłuje. Myślę jednak, że życie ze mną jest dość ciekawe. Na pewno nie ma mowy o nudzie. Bo jak tu się nudzić z tyloma kobietami na raz;)? Na szczęście mój mąż daje radę i za to go podziwiam. Nie wiem czy dzięki temu chaosowi i potokowi słownemu mnie poznaliście. Generalnie chyba ciężko to zrobić tak z opisu ale można zawsze coś tam wyłuskać. Nie chciałam żeby było to nudne (jeśli się nie udało i ktoś przy czytaniu usnął to przepraszam; ) ani banalne. Nie lubię ram i rutyny i kategoryzowania, zamykania w szufladki. Twórcze podejście dożycia to jest to J .I luz, którego niestety wielu osobom brakuje tak jak odrobiny dystansu. Myślę, że osoby którym tego brakuje są biedne… bo wszystkim się przejmują, bo często zamartwianie się przybiera u nich ogromnych rozmiarów problem, bo niekiedy nie potrafią dostrzec drobnych przyjemności, bo mam wrażenie że życie przecieka im przez palce troszkę. Ja bym bardzo nie chciała obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że nie przeżyłam życia, że nie przeżyłam go tak jak bym chciała. To by była moja osobista tragedia. Ale taka właśnie jestem. Pozytywnie zakręcona, łapczywa życia i doznań. Taka sobie mamuśka. Taka sobie żona. Taka sobie ja.
Czym jest dla Ciebie rodzicielstwo?
Rodzicielstwo to przygoda, to obowiązek, to umowa podpisana na całe życie. Bycie rodzicem nie kończy się wtedy kiedy dziecko skończy 18 lat. Bycie rodzicem kończy się wtedy kiedy kończy się Nasze życie. Tak myślę. Jestem rodzicem opiekunem, przewodnikiem. Myślę też, że w pewnym sensie to ja powinnam podążać za dzieckiem żeby odnaleźć jego zainteresowania. Żeby wiedzieć co sprawia mu radość i frajdę. A później jak już będę bogatsza o tą wiedzę delikatnie popchnąć moją małą w tym kierunku. Nie narzucać, nie nakazywać nie spełniać przez nią swoich ambicji. Pozwolić rozwijać jej siebie i swoje zainteresowania. Dziecko nie jest jednym organizmem z rodzicem. Jest odrębna jednostką, która z biegiem lat się kształtuje i ma swoje zainteresowania, swoje pasje i swój świat. Trzeba potrafić podążać za dzieckiem bo w innym wypadku można zrobić mu krzywdę. Rodzicielstwo to miłość, to szczerość i zaufanie. Rodzicielstwo to relacja dziecka z rodzicem. Czysta relacja pełna uczuć bezwarunkowych. Jednak stworzenie takich relacji wymaga czasu, wysiłku, wytrwałości. Nie warto i nie wolno się poddawać, bo tu gra toczy się o najwyższą dla rodzica stawkę. O dziecko. Rodzicielstwo to poświęcenie. Nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej. Nie ma super rodziców ani rodziców idealnych. Tak jak to w wielu miejscach można przeczytać, maluchowi wystarczą rodzice dobrzy dla niego. Rodzicielstwo ma też swoje ciemne strony. Najgorzej jest chyba po porodzie. Baby blues. Ogromny strach. Najpierw szczęście przeogromne i zalew hormonów. W końcu po takim oczekiwaniu możesz dotknąć swojego maleństwa, poczuć jego zapach, ciepło, usłyszeć płacz i wiedzieć, ze jest wszystko ok. A później pustka. Może nie tyle pustka co osamotnienie. Burza hormonów. Nieporadność. Zostajesz z takim maleństwem sama. W szpitalu i jesteś z nim 24 godziny a jeszcze nic nie potrafisz. Wszystko robisz na wyczucie bo teoria to nie praktyka. Papier wszystko przyjmie tylko ciężej przełożyć to na to co poza papierem. Zostaje się samej w szpitalu z tym maleństwem i uczy się. Mimo, ze koło ciebie zawsze ktoś jest to ta samotność nie odchodzi. Wszystko doprowadza cie do łez. Ale trzymasz się. Dla tego maluszka, dla niego tego cudownego tatusia, dla siebie żeby pokazać jaka jesteś silna i dla innych żeby nie pomyśleli, ze nie dajesz rady. A w domu boisz się początków. Przewijanie, karmienie. Zupełnie nowe sprawy. W końcu na szczęście człowiek się uczy. I trochę mija. Ale jak ja to mówię złość na złość pozostaje i od czasu do czasu się odzywa. Bo jak to może być? Dziecko nakarmione, przewinięte wyspane a płacze? Z biegiem czasu i lat to się zmienia ale myślę, że jednak trochę złości czasem się objawia. Bo rodzicielstwo to przecież też ciągły stres. Oczekiwanie .Rozmyślanie czy wszystko w porządku. Rodzicielstwo to siedzenie na kanapie z kubkiem kawy czekając aż dziecko wróci ze swojej pierwszej imprezy. A kawa ma nas obudzić. Rodzicielstwo to czytane przed snem bajki, to buziaki na dobranoc. To czułość, miłość. To strach. To mix uczuć, które są skrajnie różne. Ja osobiście lubię nutę zaskoczenia w rodzicielstwie. Bo nigdy nie wiem kiedy co się stanie. Nie wiem kiedy jakie pytanie usłyszę. Czy spyta mnie czemu kura rodzi się kurą a nie krową, czy szybko usłyszę mamo skąd się wzięłam. Rodzicielstwo nadaje życiu smaku o którym się nie śni. Wyobrażenia to jedno a to jak zweryfikuje je życie to zupełnie co innego. Ja lubię to niepewność. Lubię to zaskoczenie. Lubię tez obserwować. Rodzicielstwo jest treścią życia, jest jego wyznacznikiem. Kiedy pojawia się dziecko to wszystko się zmienia. Jak już pisałam mój system wartości tez się zmienił i to o 180 stopni. Zmienił się tez mój i męża świat. Nasza przestrzeń życiowa troszkę się skurczyła. Nie mamy już tyle czasu dla siebie co kiedyś ale wieczory nadal są Nasze. Jednak oboje jesteśmy zachwyceni. Bo rodzicielstwo można poczuć pełną piersią i można się w tym zakochać. Rodzicielstwo to praca na pełen etat bez wolnych sobót i niedziel. Zawsze jest co robić. Zawsze trzeba zorganizować czas i zadbać o maleństwo ale nie zapominając przy tym o sobie. Jak już pisałam to jest tez odpowiedzialność i to wielka. Jest się odpowiedzialnym za zdrowie dziecka, za jego ostateczny kształt a więc za jego wychowanie. Myślę, że stąd tez bierze się po części rodzicielski strach. Czy sobie poradzę? Czy uda mi się wychować dziecko na takiego człowieka, który byłby dobrym, samodzielnym, niesamowitym człowiekiem? Jeśli chodzi o zdrowie trzeba dbać o dietę maleństwa, ząbki, jego zdrowy kręgosłup. O dziecko w całości. Bycie rodzicem nie jest wymówką i usprawiedliwieniem dla Naszych dziwnych zachowań albo niedotrzymanych terminów albo tez zawiedzionych nadziei. Bycie rodzicem powinno być i dla mnie jest motorem do działania, do ulepszania do walczenia. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo można o coś walczyć dopóki na szali nie pojawiło się dobro mojego dziecka. Wtedy staje się lwicą. W słowie rodzicielstwo dla mnie zamyka się wszystko to za czym tęskniłam o czym marzyłam i czego mi brakowało w momencie kiedy mama jeszcze nie byłam. Z bardziej egoistycznego punktu widzenia rodzicielstwo to posiadanie kogoś, kto jest dla Ciebie, kto poda szklankę wody na starość kto nie opuści nie zostawi i zadba. Przynajmniej tak bym chciała. Ale myślę, że zdrowy egoizm nie jest zły i nie powinno się go w sobie niszczyć. Bycie rodzicem to bycie sobą, to bycie kimś dla kogoś. Dla dziecka gdy jest małe rodzic jest cały światem. Bycie rodzicem to bycie kopalnia wiedzy, to bycie inspiracją, to czasem bycie strażnikiem i zabranianie, to bycie osoba chwalącą ale też ganiącą tylko trzeba pamiętać żeby ganić zachowanie nie dziecko. Bycie rodzicem to tworzenie i kształtowanie. Ale chociaż jest to takie skomplikowane i niejednoznaczne to bycie rodzicem jest cudowne. Dodaje skrzydeł. Ja nie zamieniłabym tego na nic innego. Nie chciałabym wrócić do życia sprzed bycia rodzicem. Straciłabym tak wiele. Tak wiele dobrego i złego i nawet neutralnego. Straciłabym tak wiele sytuacji i możliwości. Nie byłabym sobą , sobą taka jaką jestem teraz. A jakie wtedy byłoby moje życie? Inne ale czy lepsze? Byłabym inna. Nie wiem czy chciałabym być inna bo nie wiem jaka bym była. Bo co by nie mówić rodzicielstwo kształtuje, czasem lepi od nowa. Dzięki niemu świat zmienia swoje oblicze i ja też.
Dlaczego zechciałaś zostać eco Ambasadorem marki WOMAR?
Przede wszystkim dlatego, że jest to nowe i ciekawe wyzwanie. Jak już pisałam jestem otwarta i ciekawa z natury rzeczy więc idealnie wpisuje się to w tą moją naturę. Myślę też, że dzielnie się opiniami z innymi mamami jest jak najbardziej wskazane. Wiem po sobie i moich koleżankach że szybciej kupujemy produkty przez inną mamę wypróbowane i polecone niż przez reklamy. Ponieważ jestem gadułą z natury rzeczy ale nie bezkrytyczną myślę, że otrzymali by Państwo ode mnie (jak również a może przede wszystkim inne mamy) garść rzetelnych opinii. Prawdziwych. Jeśli dojrzę wadę opiszę ją, jeśli zaletę opiszę ja. Dla mnie ta akcja ma być przede wszystkim szczera i prawdziwa. Być może pisząc właśnie takie słowa się narażam i nie będę miała okazji do testowania. Trudno. Być może właśnie tymi słowami tracę wyjątkową i niepowtarzalną możliwość ale uważam, że nie sztuka jest powiedzieć to co ktoś inny chce usłyszeć tylko sztuką jest powiedzieć szczerze co się myśli. Dla mnie w kwestii dzieci i ich świata liczy się szczerość a nie cukierkowość i brak autentyzm. Opinie szczere przecież maja służyć Nam mamom w znalezieniu produktów najlepszych dla Naszych dzieci oraz Wam do tego aby udoskonalać Wasz produkt do maksimum i pozwolić aby inni cieszyli się jego doskonałością. Myślę również, ze Wasza akcja jest świetną możliwością do bycia z dzieckiem blisko, bliżej jeszcze bliżej. Często noszenie małej kończy się bólem pleców (bo przecież mała swoją wagę już ma) a dzięki Waszemu nosidełku będziemy mogły sprawdzić jak fajnie jest być blisko przy sercu bez bólu. Również chętnie sprawdziłabym jak zachowuje się nosidełko przy noszeniu dzieci większych… w Naszym przypadku ponad 9 kilo. W ogóle chętnie sprawdziłabym jak zachowuje się nosidełko. Do tej pory miałam jedynie okazje spotkać z chusta do noszenia dzieci a nosidełko było mi jedynie znane ze zdjęć. Myślę, że to iż nie miałam wcześniej odczynienia z nosidełkiem jest plusem na moją korzyść J/ Bo przecież dzięki temu uzyskacie nowe, świeże spojrzenie na sprawęJ. A jeśli o testowanie chodzi to moja córka jest w tym idealna. Testuje wszystkie zabawki i przedmioty jakie ma w domu. Biedni ci testowani. Są poddawani próbom z boku, z dołu, z góry, z podskoku oraz z Nienacka. A jeśli pozytywnie przejdą testy to już są nie do zdarcia a mała na ich widok krzyczy „Daaa”. Więc myślę, że kiedy Wasze nosidełko przejdzie różne testy wykonywane przez moją córę to informacja z nich płynąca będzie baaardzo wszechstronna i komplementarna. No i tak z przymrużeniem oka… czemu my? Bo jak się patrzy na Nasze zdjęcie to nie można wyobrazić sobie dwóch słodszych istot od NasJ. Będziemy tak pięknie komponować się z Waszym nosidełkiem i nawzajem dodamy sobie blaskuJ W związku z tym chętnie również przedstawimy foto relacje z pierwszym oswajaniem nosidełka, pierwszymi próbami użycia i całym półrocznym Naszym wspólnym mieszkaniem pod jednym dachem i wspólnym podróżowaniem. Oczywiście jeśli Nas wybierzecieJ. Chciałybyśmy bardzo bo mogłybyśmy chodzić na długie spacery mocno do siebie przytulone i nie musiałybyśmy brać ze sobą wózka przez który świata dobrze nie widzimy i przez który przytulać się na spacerze nie możemy tak często jak byśmy chciały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz