Dzień dobry
Zapewne wszyscy Nas już znacie ale tak sobie myślę, że jednak jeszcze parę słów świętych nie zaszkodzi. Jesteśmy sobie trzyosobowa rodzinką. Jest tata Marek (w dalszej części zwany Mareckim, bo choć on nie lubi tego określenia uważam, że jest słodkie i tak go właśnie zwę), ja czyli mama Karolina i Nasza malutka czyli Nikola Laura. Mieszkamy sobie w Warszawie. Niebawem już całkowicie u siebie… ale do tego jeszcze mamy kawałek drogi. Zapewne jeszcze zdążycie prześledzić to wszystko bo akurat już zaraz, teraz dziać się to będzie.
Każde z Nas ma swój charakterek. Marecki jest raczej spokojny i opanowany. Ale jak się już zdenerwuje to konkretnie (w końcu każdy z Nas ma prawo się czasem zdrowo wkurzyć, no nie?:) ). Jego piękne ciemne włosy i niebieskie oczy… mmmm miodzio. Pasja jak na faceta przystało to samochody i… fotografia. Kochany, pomocny, jedyny w swoim rodzaju. Boszzz …. jak ja reklamuje swojego męża ;p. Ale drogie Pani on jest już zajęty ;). Ja Karolina jestem roztrzepana, chaotyczna i pozytywnie zakręcona ale o tym już wiecie. Nikolina jest wyśniona i wymarzona. Ma charakterek. Jest małym uparciuchem i spryciarzem. Wszędzie jej pełno. Na szczęście jest też towarzyska. Lubi dzieci i innych dorosłych na ogół, chociaż ostatnio zaczął się u niej wstydzi och pojawiać.
Wczoraj nastąpiła wyczekiwana chwila. W końcu do nas dotarło. Różowiutkie, słodziutkie Nasze Pierwsze nosidełko. Oczywiście Marecki pierwszy chwycił się za nie. Wyjął z pudełka ale… jakież było Nasze zdziwienie, że to nie takie proste jak się wydaje. Tyle regulacji. To tu paseczek to tam. Marecki czytał instrukcję i wyglądał jak by co najmniej dostał jakiś dokument po chińsku do przetłumaczenia. I próbował i kombinował. Ale w końcu się udało. Zainstalowaliśmy małą w nosidełku u taty (bo oczywiście on pierwszy musiał być ;p) i sprawdzał jak to jest. Powiedział, że fajnie bo nie czuć ciężaru. Zaraz po tym jak skończyłam smażyć naleśniki i ja się do nosidełka przymierzyłam. Eh … takie fajne uczucie nosić te słodkie 9 kilo i ich nie czuć J. Jak spałaszowaliśmy naleśniory na spacer się wybraliśmy. I oczywiście ECO z Nami. Mama zarzuciła ECO na siebie, Niuśke zapakowała , tatę pod pachę zgarnęła i polecieliśmy. Małej się bardzo podobało. Wszystko widziała i na rękach była a poza tym mogła się tulić. Mamie się podobało. Mogła nosić Niuśke i nie czuć jej ciężaru a przy tym kontrolować co by czapki nie ściągała z głowy i duuużo całować. Tylko tacie się nie podobało bo powiedział, że tak to wózek może mi zabrać i go pchać a tak mi nie odinstaluje małej na środku ulicy i sobie nie zainstaluje ale już ostrzega, że następny raz nosidłowy jegoJ. Jeden tylko taki drobny szczegół (oczywiście skonsultowany z Waszą drugą ambasadorką Magdą) rączki były nie tam gdzie trzeba ;p. Ale dzięki Magdzie już wszystko wiemy (jedna instrukcja +tata to niekoniecznie dobrze wychodzi, mama musi sama się za to wziąć ;p) i następnym razem się poprawimy. Dzięki Bogu człowiek na błędach się uczy.
To trzymajcie się i do usłyszenia
Pozdrawiamy
M i K i N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz