Wakacje mają to do siebie, że
wszystko staje się tak przyjemnie beztroskie. W tym roku postanowiliśmy
odwiedzić Bieszczady. Choć daleko do
nich z Sopotu mamy, to zdecydowanie warto było. Przepiękne widoki, słońce
oświetlające góry, powietrze świeże, zapach mięty unoszący się na szlakach,
takie całkowite zjednoczenie się z przyrodą. Cisza, spokój to dwa słowa, które
najbardziej oddają urok tych miejsc magicznych, które udało nam się odwiedzić.
Dużo chodziliśmy po szlakach by zobaczyć jak najwięcej, a to wszystko mogliśmy
uczynić tylko i wyłącznie dzięki naszej ukochanej chuście be close. Sprawiła
ona, że żadne miejsca, ani szczyty nie były nam straszne i mimo, że Maja nawet
jeszcze pół roku nie ma to wszędzie mogliśmy zabrać ją ze sobą. Nawet na
Tarnicę (najwyższy szczyt w Bieszczadach) udało nam się wdrapać, a Maja
oczywiście całą trasę sobie przespała w chuście zawiązana. Zresztą nikt na
szlakach nie przechodził obok nas obojętnie, nasza mała podróżniczka z tymi
dyndającymi nóżkami wszystkich zachwycała. Naprawdę nasza chusta to była
przepustka do podróżowania z dzieckiem. Sprawiła, że w wygodny i szybki sposób
mogliśmy wszędzie Majkę przetransportować, gdzie jak wiadomo, szlaki w górach
nie zawsze są proste.Nieraz trzeba się mocno wspinać po ostrych drogach,
skałach i żwirach, a tu mogliśmy z naszym małym brzdącem robić to bez obaw.
Mimo, że na szczyt wchodzi się czasami i trzy godziny to nie stanowiło to
żadnego problemu bo Majka wtulona w nas i kołysana marszem była zachwycona, a
większość drogi najczęściej przespała, co jakiś czas tylko budząc się, aby popodziwiać
widoki. Podczas tak długiego marszu chusta zachowywała się wzorcowo; nic się
nam nie poluzowywało, była dobrze dociągnięta i świetnie spełniała swoją
funkcję. W dodatku przewiewna i sprawiała, że Maja robiła się lżejsza co
podczas spinaczki jest jak wiadomo na wagę złota;)
Kolejnym atutem podczas chodzenia
po górach i noszenia malucha w chuście jest to, że z przodu można mieć
dzieciaczka, a z tyłu plecak z całym ekwipunkiem;):
Odkryliśmy też, że górskie
powietrze świetnie wpływa na apetyt naszego niejadka , a chusta sprawia, że
można iść z małą i na przykład jabłkiem ją poczęstować;) Zresztą zobaczcie
sami;):
Kolejną fantastyczna przygodą
było już nasze drugie spotkanie z Anią; Mamą Martynki i Szymonka, która również,
jak doskonale zapewne wiecie, jest Ambasadorką Womaru. Aniu dziękujemy za
przepyszne pierogi, niekończące się rozmowy, Twoją nieocenioną pomoc w naszym
Bieszczadzkim podróżowaniu. Dziękujemy za te magiczne miejsca, które nam
pokazałaś i za Sanok, który mogliśmy Twoimi oczami obejrzeć. Nasza wizyta u Ani
była naprawdę fantastyczna, pełna ciepła i śmiechu, a dziewczynki świetnie się
razem dogadywały i szalały.Choć niestety nasza Majka urwis w pełni, nieraz zbyt
mocno Martynkę pociągnęła, tudzież wsadziła sobie jej rączkę do buzi tak, że
nasza nowa koleżanka choć twarda z niej zawodniczka, to czasem przez Majkę
głośno z bólu zajęknęła;p
Ania wraz z Szymkiem i Martynką oprowadziła
nas po przepięknym skansenie, który zdecydowanie zachwycił całą naszą trójkę,
ale niech tu same zdjęcia się wypowiedzą:
Było naprawdę cudownie. Nasze
wakacje choć krótkie to zdecydowanie udane. Zakochaliśmy się w Bieszczadach bez
pamięci. W tym pięknym górskim krajobrazie, w tym klimacie tak innym od naszego
codziennego, w zapachach, widokach i nowych smakach. Chusta sprawowała się
świetna jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Zwiedzała z nami wszystko i
służyła nam dzielnie. Nie wyobrażam sobie abyśmy mogli tyle zrobić i tyle
zwiedzić, gdybyśmy jej nie posiadali. Zdecydowanie wszystkim polecam
podróżowanie z maleńkim dzieckiem ale pod warunkiem, że w chuście będziecie
zawiązani:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz