poniedziałek, 17 września 2012

"Bieszczadzkie opowieści w naszym wydaniu" - piąta recenzja Aleksandry



Wakacje mają to do siebie, że wszystko staje się tak przyjemnie beztroskie. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić Bieszczady.  Choć daleko do nich z Sopotu mamy, to zdecydowanie warto było. Przepiękne widoki, słońce oświetlające góry, powietrze świeże, zapach mięty unoszący się na szlakach, takie całkowite zjednoczenie się z przyrodą. Cisza, spokój to dwa słowa, które najbardziej oddają urok tych miejsc magicznych, które udało nam się odwiedzić. Dużo chodziliśmy po szlakach by zobaczyć jak najwięcej, a to wszystko mogliśmy uczynić tylko i wyłącznie dzięki naszej ukochanej chuście be close. Sprawiła ona, że żadne miejsca, ani szczyty nie były nam straszne i mimo, że Maja nawet jeszcze pół roku nie ma to wszędzie mogliśmy zabrać ją ze sobą. Nawet na Tarnicę (najwyższy szczyt w Bieszczadach) udało nam się wdrapać, a Maja oczywiście całą trasę sobie przespała w chuście zawiązana. Zresztą nikt na szlakach nie przechodził obok nas obojętnie, nasza mała podróżniczka z tymi dyndającymi nóżkami wszystkich zachwycała. Naprawdę nasza chusta to była przepustka do podróżowania z dzieckiem. Sprawiła, że w wygodny i szybki sposób mogliśmy wszędzie Majkę przetransportować, gdzie jak wiadomo, szlaki w górach nie zawsze są proste.Nieraz trzeba się mocno wspinać po ostrych drogach, skałach i żwirach, a tu mogliśmy z naszym małym brzdącem robić to bez obaw. Mimo, że na szczyt wchodzi się czasami i trzy godziny to nie stanowiło to żadnego problemu bo Majka wtulona w nas i kołysana marszem była zachwycona, a większość drogi najczęściej przespała, co jakiś czas tylko budząc się, aby popodziwiać widoki. Podczas tak długiego marszu chusta zachowywała się wzorcowo; nic się nam nie poluzowywało, była dobrze dociągnięta i świetnie spełniała swoją funkcję. W dodatku przewiewna i sprawiała, że Maja robiła się lżejsza co podczas spinaczki jest jak wiadomo na wagę złota;)






Kolejnym atutem podczas chodzenia po górach i noszenia malucha w chuście jest to, że z przodu można mieć dzieciaczka, a z tyłu plecak z całym ekwipunkiem;):



Odkryliśmy też, że górskie powietrze świetnie wpływa na apetyt naszego niejadka , a chusta sprawia, że można iść z małą i na przykład jabłkiem ją poczęstować;) Zresztą zobaczcie sami;):



Kolejną fantastyczna przygodą było już nasze drugie spotkanie z Anią; Mamą Martynki i Szymonka, która również, jak doskonale zapewne wiecie, jest Ambasadorką Womaru. Aniu dziękujemy za przepyszne pierogi, niekończące się rozmowy, Twoją nieocenioną pomoc w naszym Bieszczadzkim podróżowaniu. Dziękujemy za te magiczne miejsca, które nam pokazałaś i za Sanok, który mogliśmy Twoimi oczami obejrzeć. Nasza wizyta u Ani była naprawdę fantastyczna, pełna ciepła i śmiechu, a dziewczynki świetnie się razem dogadywały i szalały.Choć niestety nasza Majka urwis w pełni, nieraz zbyt mocno Martynkę pociągnęła, tudzież wsadziła sobie jej rączkę do buzi tak, że nasza nowa koleżanka choć twarda z niej zawodniczka, to czasem przez Majkę głośno z bólu zajęknęła;p




Ania wraz z Szymkiem i Martynką oprowadziła nas po przepięknym skansenie, który zdecydowanie zachwycił całą naszą trójkę, ale niech tu same zdjęcia się wypowiedzą:






Było naprawdę cudownie. Nasze wakacje choć krótkie to zdecydowanie udane. Zakochaliśmy się w Bieszczadach bez pamięci. W tym pięknym górskim krajobrazie, w tym klimacie tak innym od naszego codziennego, w zapachach, widokach i nowych smakach. Chusta sprawowała się świetna jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Zwiedzała z nami wszystko i służyła nam dzielnie. Nie wyobrażam sobie abyśmy mogli tyle zrobić i tyle zwiedzić, gdybyśmy jej nie posiadali. Zdecydowanie wszystkim polecam podróżowanie z maleńkim dzieckiem ale pod warunkiem, że w chuście będziecie zawiązani:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz