Nasze nosidełko w ostatnim czasie
było baaaaardzo zajęte, miało kilku nowych lokatorów i sporo podróżowało,
zaprzyjaźniało się, dopasowywało do brzdąców o różnej wadze i do noszących
wysokich, niskich, chudych i tych jeszcze chudszych :) Wybawiało z opresji,
wycierało łzy, słuchało żali, koiło ból, uspakajało, usypiało, otwierało nowe
niedostępne do tej pory horyzonty, wyręczało w noszeniu i towarzyszyło w
zabawie… Jak sami widzicie miało „paski” pełne roboty ;)
Najpierw pojechało z rocznym
Jankiem w Góry Świętokrzyskie i pozwoliło na eksplorację wszelkich
niedostępnych dotąd ścieżek. Bardzo Janka polubiło (zresztą z wzajemnością)
chociaż mówi też, że mógłby trochę ciszej chrapać :) ponieważ jak się okazało
Janek uwielbiał w nim spać… ;)
Po przyjeździe nosidełko chwilę
odpoczęło, rozluźniło paseczki, rozpięło klamerki, rozprostowało pasy
naramienne, odczepiło śliniaczek i kapturek, nawet suwaczek w kieszonce
rozpięło i po prostu się relaksowało… a wszystko z myślą o czekającym je
wyzwaniu, czyli ZLOCIE CZAROWNIC a dokładnie ZLOCIE WRZEŚNIOWYCH MAMUŚ i BOBASÓW :)
Oj napracowało się tam i to
bardzo, czekały na nie nie lada atrakcje i konkurencje… Najpierw musiało sobie
dać radę z ząbkowaniem małej Lili, a było to niełatwe zadanie, wózek nie
pomagał, ręce też nie, ani butelka, ani smoczek… słownie NIC, malutka się
strasznie męczyła… Zaproponowałam wtedy nosidełko na co usłyszałam, że „to nic
nie da, nie ma szans… Lila nie cierpi nosidełka” ale po chwili zrezygnowani i
zmęczeni już rodzice przystali na propozycję… a żebyście widzieli ich miny 5
minut później, kiedy Lila przytuliła się do mamy i po prostu zasnęła :D W
efekcie mała Lila ma już swoje własne szaro różowe ECO nosidełko :) a pseudo - ergo
nosidełko, którego tak do tej pory nie cierpiała poszło w zapomnienie :)
Drugim wyzwaniem była gra w bule…
tak, tak, nie „przesłyszeliście” się otóż, mamusia zażyczyła sobie, że będzie
grać i już… i to na dodatek z Filipem… niemożliwe?? To zobaczcie sami :P :) W
końcu co dwie osoby to nie jedna :) :P a Fifi po 5 minutach padł :P
Trzecim wyzwaniem była mała Emilka
która jak jej mama mówi „nie cierpi wszystkiego w/na czym się siedzi”… no i
faktycznie już po kilku minutach postanowiła jednak poćwiczyć świeżo nabytą
umiejętność chodzenia zamiast być noszona… ale nad tą „panienką” popracujemy
jeszcze w październiku ;)
Po powrocie ze zlotu nosidełko
znów zażywa relaksu i zbiera siły, bo już na dniach będzie nam niezbędne
24h/dobę… a to może oznaczać tylko jedno… idzie nam NA RAZ… UWAGA… 5 zębów…
ojjjjj będzie HARDCORE :-/ Obawiam się, że po takich przejściach nosidełko może
mieć zakwasy nawet w pasie biodrowym ;P
No cóż, na dzisiaj byłoby na
tyle!!! W następnej recenzji spodziewajcie się małego instruktażu
nosidełkowania!!! :)
Paaaaaa!!!!!
Hahaha genialnie piszesz :D:D nasze womarowe nosidełko też takie rozchwytywane, w szczególności na rodzinnych zjazdach każdy chce ponosić, ale w bule jeszcze nie grało:P trzeba wypróbować ;) pozdrowienia od kwietniowej mamy
OdpowiedzUsuńAle fajny zlot miałyście, a nosidełko chyba furorę tam zrobiło;) ja swoje ECO DESIGN, które czeka aż drugi synuś podrośnie, pożyczam kumpelom na dzień czy dwa, żeby mogły same się przekonać jakim jest ułatwieniem
OdpowiedzUsuń