poniedziałek, 30 lipca 2012

"Kubuś Puchatek i eco blisko natury" - druga recenzja Ani, mamy Martynki



„To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, oznacza to, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania jaki znam, to ten, że się jest pszczołą…”
Kubuś Puchatek

…I my z Martynką (powszechnie zwaną „Dondzią”) postanowiłyśmy sobie te pszczoły obejrzeć z bliska! W słoneczne niedzielne popołudnie wybrałyśmy się na naszą pierwszą wyprawę – środek transportu: nosidełko eco – oczywiście zmieściła się do niego tylko Dondzia - ja musiałam się zadowolić siłą napędową własnych kończyn dolnych… Ech!
    Pisałam już, że przygoda z eco rozpoczyna się od wyregulowania długości poszczególnych pasków – od tego zależy komfort noszenia nosidełka przez rodzica, ale przede wszystkim chodzi o to, by naszego malucha absolutnie nic nie uwierało. Zasada numer jeden – nie panikować! Nosidełko jest banalnie proste w obsłudze, ale oporni na wiedzę intuicyjną mogą (a nawet powinni) skorzystać z dołączonej do zestawu instrukcji obsługi. Pierwsza operacja logowania Martynki w nosidełku wzbudziła moje obawy – wydawało mi się, że będzie jej niewygodnie, że jest za mała, a nóżki są tak wiotkie i delikatne, że nie uda mi się ułożyć córeczki w wygodnej pozycji, dlatego wprowadziłam zasadę numer dwa – absolutnie nie panikować!!! Z pomocą przyszło mi lustro…no i Pan-Mąż! Lustro - dlatego, że wsadzając dziecko do nosidełka, mogłam obserwować co i jak robię, a w razie potrzeby, szybko skorygować ułożenie dzieciaczka; Pan-Mąż – ponieważ okazał się ekspertem w kwestii dopasowania i zapinania poszczególnych klamerek, a możliwość skrępowania mnie paskami wzbudziła w nim niespodziewany entuzjazm… W końcu poszłyśmy….
    Wycieczkę do lasu zaplanowałam nie bez przyczyny – dotąd był on bowiem dla nas niedostępny –nawet nasz wózek o dużych, „terenowych” kołach nie był bowiem w stanie tam dojechać. Nosidełko całkowicie ten problem rozwiązało, co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach. Mając Dondzię przy sobie i w razie konieczności – dwie wolne ręce, mogłam zajrzeć w każdy zakątek lasu, wejść za każde drzewo i pokonać każde „wertepy”.
Oj, zbratałyśmy się z Martynką z naturą…., zbratałyśmy!        Najpierw zaliczyłam pierwszą w swoim życiu kupę, którą jakiś leśny stwór zostawił na samym środku drogi. Zasada numer trzy – patrz, gdzie leziesz, sieroto! Gdy już zaczęłam roztaczać wokół siebie wątpliwej jakości woń – ochoczo powitało nas stado krwiożerczych bąków, które żarły – zwłaszcza mnie – gdzie popadło! Zwieńczeniem wyprawy okazało się bliskie spotkanie trzeciego stopnia z gniazdem oszalałych pszczół, które w ramach zawarcia z nami dozgonnego paktu przyjaźni postanowiły przypieczętować ją swoimi żądłami – trzy razy z rzędu!!! Auuuuuaaaa!!!
Dondzia była wniebowzięta – ja trochę mniej, niemniej jednak przeszłyśmy dystans 5 kilometrów i nosidełko zdało swój pierwszy egzamin celująco. Ach, gdyby tak jeszcze umiało odstraszać insekty…
Techniczny aspekt wyprawy…
·         Nosidełko jest doskonałą alternatywą dla wózka, pozwala dotrzeć do miejsc dotąd niedostępnych;
·         Przed każdą wyprawą konieczna jest regulacja długości pasków tak, aby zapewnić dziecku absolutny komfort i bezpieczeństwo podróżowania;
·         Nosidełko można zakładać na kilka różnych sposobów – jednak przy małym dziecku (4-5 miesięcy) najlepszym sposobem jest zakładanie go w sposób klasyczny – na klatce piersiowej tak, aby malucha mieć cały czas przed sobą;
·         Szelki nosidełka można mocować na plecach równolegle lub krzyżowo (jak na zdjęciach), jednak na dalsze wyprawy proponuję sposób „na krzyż”, ponieważ dzięki temu maksymalnie odciążamy kręgosłup;
·         Nosidełko doskonale sprawdza się podczas wycieczek po nierównym terenie – trzymając dziecko przy sobie, mamy jednocześnie dwie wolne ręce, którymi w każdym momencie możemy się asekurować – nie da się tego zrobić, gdy sami niesiemy brzdąca;
·         Nosidełko pozwala na naprawdę dalekie wyprawy – moja Martyna bez problemu wytrzymała w nim niemal 2 godziny bez przerwy. Jeśli ktoś ma jednak jakieś obawy, zawsze może ze sobą dodatkowo zabrać wózek.
Wyprawę leśną uważam za zaliczoną! Za tydzień wyjeżdżamy na zasłużone wakacje i mamy dla Was niespodziankę – jedziemy do Sopotu, skąd pochodzi inna eco-mama – Aleksandra, której zaproponowałyśmy spotkanie! Bardzo się cieszymy, że trafia nam się taka niecodzienna okazja tym bardziej, że my testujemy nosidełko, a Ola z córką Mają – chustę be close, więc będziemy mogły porównać swoje dotychczasowe doświadczenia. Ściskamy!
A.Ma.Sz!















"Pierwsze kroki…" - druga recenzja Ani, mamy Helenki


Pierwsze kroki…
Dziś, tak jak obiecałam, relacja z naszego pierwszego spaceru w chuście. Zanim odważyłam się umieścić w niej Helenkę, zrobiłam kilka prób z misiem :) Z każdym kolejnym razem, chusta dociągała się coraz łatwiej – widocznie to kwestia wprawy.
Materiał jest dość sztywny, więc postanowiłam przed pierwszym spacerem uprać chustę – także po to, aby pozbyć się zapachu „nowości” – za którym nie przepadam. Dodatkowym powodem było to, że córeczka lubi „podjadać” to, co znajdzie w pobliżu, więc wolałam, żeby chusta była odświeżona. Zgodnie z informacją na opakowaniu uprałam ją w 40 stopniach w programie dla tkanin delikatnych.
Po praniu chusta stała się zdecydowanie bardziej miękka i przyjemna w dotyku, a co za tym idzie – łatwiej się dociągała. Kolory po praniu są nadal tak samo intensywne, jak na początku.
Najbardziej spodobał mi się typ wiązania „kieszonka” i ten sposób wybrałyśmy na początek. Helenka lubi obserwować otaczający świat i to wiązanie okazało się w tym bardzo pomocne. Jedyną rzeczą, która nieco nam przeszkadzała, była metka oznaczająca środek. W tym wiązaniu znajduje się ona dokładnie na karku maluszka, a ponieważ jest dość twarda i ma ostre krawędzie, musiałam chować ją pod fałdami materiału, żeby nie ocierała delikatnej skóry dziecka. W kolejnych próbach układałam część z metką odwrotnie, pod pupą dziecka. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie odprucie metki i zaznaczenie środka chusty miękką  tasiemką.
Muszę przyznać, że na pierwszą próbę córeczka zareagowała niezbyt entuzjastycznie i nieco marudziła.  Trochę mnie to zaniepokoiło, ale nie poddałam się i za kilka godzin spróbowałyśmy ponownie. Tym razem Helenka była wyspana i najedzona, a ja wiążąc i dociągając chustę delikatnie się kołysałam. Najwyraźniej to pomogło, bo córeczce spodobała się nowa „zabawa” :)
Na pierwszy spacer wybrałyśmy się do pobliskiego fortu. Helenka z zainteresowaniem obserwowała okolicę i ani przez chwilę się nie nudziła. Przyzwyczajona do spacerów w wózku, z entuzjazmem zaakceptowała nowy sposób „transportu”.

czwartek, 26 lipca 2012

"Kilka dni później...kilka stopni Celsjusza niżej..." druga recenzja Beaty


Kilka dni później...kilka stopni Celsjusza niżej...

31 stopni na termometrze...w porównaniu z ostatnimi 37-ma da się żyć!! :))
Po powrocie z pracy w skrzynce znalazłam awizo... Mała biała kartka, która cieszy i złości zarazem... jak to na awizo przystało na pocztę trzeba było się udać...a to tylko dwie ulice od domu, szybkie przeliczenie czasu potrzebnego na wyniesienie i rozłożenie wózka i decyzja, że nie warto... Z lekkimi obawami ze względu na temperaturę zdecydowałam się na nosidło. Tym razem przyłożyłam się do wyregulowania wszystkich tasiemek i klamerek. Jak się okazuje poprzednim razem pas biodrowy był za luźny (a może schudłam???...tia marzenie :-p), a ponieważ cały ciężar dziecka właśnie na nim się opiera to warto się do tego przyłożyć. Po 5 minutach uzbrojona w Fifika w nosidle wyruszyłam na podbój naszej dzielnicy i poczty... ;-) przyznam, że na spacerze byliśmy nie lada atrakcją.. 31 stopni, dziecko ciasno we mnie wtulone i bose nóżki zwisające po bokach :D na twarzach przechodniów nie dało się nie zauważyć uśmiechu :-)
No i tu jest duży plus dla naszego eco... Nie wiem jakim cudem, ale ani ja ani Fifi nie byliśmy spoceni mimo upału i tak ciasnego w siebie wtulenia, spodziewałam się że będzie nam gorąco a tu taka niespodzianka!!!
Filip całą drogę rozglądał się na prawo i lewo jakby pierwszy raz wyszedł na dwór, każdy krzaczek czy drzewo widziane z nowej perspektywy były pasjonujące...zagadywał do nich, krzyczał, śmiał się...istny SZAŁ!!! :) było nas słychać na kilometr ;)
Dzięki temu, że nie czuliśmy temperaturowego dyskomfortu postanowiliśmy przedłużyć nasz spacer i jeszcze kawałek się przejść do małego parku w okolicy... I tu druga mila niespodzianka- z nosidłem super wygodnie się siedzi, Fifi zadowolony, co zresztą widać na zdjęciach... A mama może bezkarnie całować w czółko i robić ,,pierdzioszki'' w szyjkę ;-)

Na końcu postanowiliśmy przetestować nasze nosidełko w inny nietypowy sposób. Efekt możecie zobaczyć na filmiku :) a te chwile i śmiech Filipa dodaję do naszych bezcennych wspomnień :)

Do napisania już wkrótce!!!



Druga recenzja Kamili i parę słów od taty ;)

Witajcie KOCHANI!
Mijają kolejne dni testowania, a my nadal pełni zachwytów, ochów i achów nad Naszym Eco ! Mimo deszczowej aury, która na szczęście opuściła Nas dzisiaj i oby jej się wracać nie chciało przynajmniej do jesieni- nie zniechęcamy się i wszędzie ze sobą Nowego Pomocnika zabieramy …. Już nie mówiąc ile przy Tym radości i śmiechu mamy!
Póki co wszystko przemawia do Nas na TAK i ani myślimy tego zmieniać . Istny strzał w dziesiątkę i powiem Wam więcej – miałam wątpliwości co do wysyłania Naszej ankiety[ bo się nie uda, bo na pewno nikogo nie przekonamy ] a teraz ? wiem, że bardzo bym żałowała już nie mówiąc o tym ile wspaniałych chwil by Nas ominęło!  Dzisiaj poznacie zdanie Taty na temat Naszego cudeńka, natomiast w następnym poście postaramy się przybliżyć i opisać Wam z czego to Nasze ECO się składa i co do czego służy –no bo przecież nie każdy jest wszechwiedzący, a wiedza taka na pewno nie zaszkodzi, a przyszłym kupującym to już na pewno przyda się w razie wątpliwości . Mam nadzieje, że i Was zarazimy tą Naszą miłością do Nowego Domownika i również zapragniecie mieć  Womarowe NOSIDEŁKO w waszych dłoniach – w Waszym domu!
… ale do rzeczy, miało być kilka słów od Taty więc nie przedłużam już i oddaje klawiaturę w dobre ręce .
ECO. NASZE ECO .
Mimo, iż na początku - z uwagi na moją dość konserwatywną naturę - byłem sceptycznie nastawiony do nosidełka dla dzieci, moje zdanie na ten temat diametralnie zmieniło się po pierwszym kontakcie z tym jakże tylko z pozoru "skomplikowanym" urządzeniem. Mój sceptycyzm na pewno miał też związek z nienajlepszymi wspomnieniami z chustą dla dzieci, której nasza córeczka na pewno zagorzałą fanką nie jest :) O czym świadczył nie tylko płacz ale i wyraźny grymas niezadowolenia na twarzy. Mimo przekonań, iż Amelka będzie się wyrywać, po włożeniu Jej do nosidełka firmy WOMAR na Jej buźce pojawił się promienny uśmiech i radość… a w tym wypadku to rzecz zdecydowanie najcenniejsza :). Wygoda to niepodważalnie największa zaleta tego "urządzenia" - zarówno dla rodzica jak i Malucha. Miło poczuć uścisk pociechy, jednocześnie nie czując zupełnie żadnego ciężaru spoczywającego na ramionach i dającego się we znaki plecom. Również wspinaczka po schodach, jazda autobusem czy slalom wśród wąskich uliczek nie będzie teraz żadnym problemem, jak było w przypadku spacerów z wózkiem. Mogę z pewnością zapewnić, że Nosidełko stało się Naszym sprzymierzeńcem na medal i w wielu sytuacjach jest po prostu niezastąpione- już nie mówiąc o tym , że jest w 100 % bezpieczne i przyjemne dla Naszej już nie takiej małej Amelki . To dopiero początek Naszej przygody, a już dawno nie byłem tak zachwycony dziecięcym gadżetem- oby tak dalej .

Serdecznie Was Pozdrawiamy !
Do usłyszenia niebawem! 


środa, 25 lipca 2012

"Pierwszy spacer" - druga recenzja Aleksandry


Tak jak obiecałam dziś opiszę Wam nasz pierwszy spacer z chustą Be Close Zaffiro.  Stwierdziliśmy, iż idealnym miejscem przetestowania jej będzie Hipodrom Sopocki, na którym właśnie odbywały się skoki jeździeckie. Z uwagi na to, że na tego typu wydarzenia przychodzi mnóstwo osób, wyprawa tam z wózkiem mogła być dość utrudniona i uciążliwa. Dlatego też bardzo cieszyliśmy się, ze możemy wykorzystać nową chustę. Jak się później okazało był to zdecydowanie świetny pomysł.
Na Hipodromie było naprawdę cudownie. Wspaniałe skoki i umiejętności jeździeckie  zachwyciły całą naszą trójkę. Konie wyglądały zaś imponująco:


Maja zerkała na wszystko z wielkim zaciekawieniem ukryta w połach chusty:
Słońce świeciło bardzo mocno ale na szczęście okazało się, że chusta jest jak najbardziej przewiewna co dało olbrzymi komfort zarówno mnie jak i Majce. Malutka zresztą miała w chuście świetne schronienie gdyż zmęczona rażącymi ją promieniami słońca ukryła twarz w chuście tak, że było tylko kapelusz widać:)
Było jej zresztą na tyle wygodnie, że zaraz zasnęła, a mnie jakże rozczulało jej małe ciałko całe do mnie przytulone, tak blisko, że chyba już bliżej się nie da.
Chusta sprawowała się naprawdę świetnie. Okazało się, że noszenie w niej dziecka to sama przyjemność. Kompletnie nie czułam ciężaru małej, a zdecydowanie wielką wygodą były dla mnie dwie wolne ręce:) To co najważniejsze to to, że mimo długiego chodzenia chusta nie poluzowała  się, była tak samo napięta jak zaraz po zawiązaniu i świetnie trzymała Maję co sprawiało, że miałam pewność, że mała jest bezpieczna i nigdzie mi przypadkiem przy gwałtownym ruchu nie wyleci;p
Jedyny minus był taki, że maleńkiej tak dobrze się w niej spało i tak czuła się w niej bezpieczna, że kiedy wyciągaliśmy ją z niej w domu to głośno i jawnie okazywała nam swoje niezadowolenie;) Cóż więc nic innego nam nie pozostało jak tylko chustować i chustować:)

piątek, 20 lipca 2012

„Chustowe początki…" - pierwsza recenzja Ani, mamy Helenki


„Chustowe” początki…
Podróżując po Peru, Zanzibarze, Indiach czy Tajlandii zawsze zwracało moją uwagę to, że wózki dziecięce używane są tam jedynie przez (niektórych) turystów. Mieszkańcy zwykle nosili swoje maleństwa w chustach. Matki handlujące na targu, pracujące w polu czy zbierające algi z dna morskiego zawsze miały swoje dzieci przy sobie. Bardzo podobało mi się to, że mimo wielu obowiązków, zaspokajają tak ważną dla dziecka (i matki) potrzebę bliskości. Dlatego ogromnie się cieszę, że zwyczaj ten staje się również coraz popularniejszy w naszym kraju.
Kiedy tylko usłyszałam o akcji firmy Womar, umożliwiającej przetestowanie chust, z przyjemnością wzięłam w niej udział. Postanowiłam spróbować, czy ‘chustowanie’ spodoba się naszej córeczce Helence i nam – i udało się, zostałam Ambasadorką firmy i właśnie testuję chustę wiązaną „Be close” N17 Zaffiro :).
W kolejnych odsłonach postaram się pokrótce opisać naszą przygodę z chustą.
Po dostarczeniu jej przez kuriera, od razu zabrałam się za rozpakowywanie. Chusta znajdowała się w estetycznym pudełku i była przewiązana amarantową wstążeczką. Wybrany przeze mnie kolor (niebiesko-zielone pasy) na żywo prezentował się jeszcze atrakcyjniej niż na stronie producenta. Trochę rozczarowało mnie to, że kolorowy nadruk znajduje się tylko na jednej stronie chusty, ale po zapoznaniu się z rodzajami wiązań z instrukcji, zauważyłam, że nie ma to większego znaczenia, gdyż po zawiązaniu widoczna jest tylko ta zadrukowana część. Chusta jest tkana i posiada splot skośno-krzyżowy, który świetnie podtrzymuje kręgosłup dzidziusia. Tkanina jest bardzo mocna. Brzegi są estetycznie podgięte, a na jednym z nich znajduje się naszywka oznaczająca środek (bardzo ułatwiająca wiązanie w związku ze sporymi wymiarami). Długość chusty to 450 cm, a szerokość 70 cm, biorąc pod uwagę mój niezbyt wysoki wzrost, muszę stwierdzić, że jest ogromna!
Po dokładnym obejrzeniu chusty postanowiłam zapoznać się z instrukcją, bo nigdy nie miałam do czynienia z wiązaniem chust… Muszę przyznać, że ulotka jest bardzo przystępnie napisana – nawet laik (jak ja :) ) może nauczyć się opisanych w niej wiązań. W kolejnej odsłonie opiszę nasz ulubiony rodzaj i pierwsze reakcje Helenki na nowy sposób podróżowania.


czwartek, 19 lipca 2012

"Dzień dobry ZAFFIRO" - pierwsza recenzja Kamili


Dzień dobry ZAFFIRO
… i nadszedł ten dzień, kurier zapukał do drzwi- w oczach pojawiły się iskierki , a dłonie ciekawe były każdego fragmentu kartonu- a zwłaszcza tego co w jego środku się znajduję.
Wszystko pięknie i dokładnie zapakowane, nawet tasiemka niczym wisienka na torcie, w fuksjowym kolorze idealnie dobrana.
… i w końcu otwieramy a tu : nasze piękne ZAFFIRO, w intensywnych barwach, turkusem muśnięte, cudowne! Mięciutkie, z 100% bawełny, idealne, wymarzone! Fikuśne klamerki, zapięcia i miliard pytań do czego to, a po co - na szczęście w paczce znalazła się także INSTRUKCJA obsługi [- i chwała za to ], którą już przestudiowałyśmy wzdłuż i wszerz . W najbliższych dniach czeka Nas zatem intensywne testowanie i już teraz wiemy, że będą to niezwykle przyjemne chwile, bo kto by nie chciał testować cuda, które sprawia, że ciężar ciała idealnie się rozkłada, a mała Amelka mimo swoich 11 kg nie będzie taka odczuwalna ?
By pokazać uroki Naszego nowego domownika wybrałyśmy się do lasu by Eco w Eco aurze uwiecznić, czego efekty możecie właśnie oglądać. Mam nadzieję, że nasza powitalna relacja przypadła Wam do gustu! Chciałybyśmy przy tej okazji podziękować firmie WOMAR za wyróżnienie Nas i danie Nam tej szansy cieszenia się ECO cudem. To nie lada gratka być w tak wspaniałym gronie i mieć wymarzone nosidełko w swoich rękach! Serdeczne wielkie DZIĘKI! Bez Was nie było by w tym wszystkim tyle radości.
… a zachwytów nad ZAFFIRO nie ma końca- choć to dopiero początek! Warto podkreślić, że nosidełko jest w pełni bezpiecznie i niezwykle solidnie wykonane. Jestem zaskoczona jakością i starannością, w dodatku kolory jakim jest ono obdarowane sprawiają, że aż świat nabiera lepszych  [ i lekkich ] barw. Mam nadzieję, że wreszcie unosząc Amelkę poczuję ulgę i kręgosłup troszkę sobie odpocznie. Oczekiwania więc rosną, w miarę analizowania kolejnych elementów nosidełka! Niech marzenia staną się więc rzeczywistością, a nasz nowy domownik – mamy i taty objawieniem.
Mam nadzieję, że Nasze kolejne relacje staną się dla Was pomocne i okażą się odpowiedzią na nurtujące Was pytania na temat nosidełka. Chcemy podkreślić, że Nasze opinie będą w 100% obiektywne. Gwarantujemy więc szczerość w czystej postaci i mnóstwo radości z życia Naszej rodzinki! Tymczasem żegnamy się z Wami i już teraz zapowiadamy- przygotujcie się na kolejną porcję zdjęć i ciekawe spostrzeżenia ! Do usłyszenia Kamila i Amelka. 










"Witamy się serdecznie!!! " - pierwsza recenzja Beaty



Witamy się serdecznie!!!
Nazywam się Beata i razem z 10 miesięcznym synkiem Filipkiem i mężem Markiem będziemy mieć przyjemność testowania nosidełka Eco. Będziemy się z Wami dzielić naszymi spostrzeżeniami, ocenami ale i też kawałkiem naszego życia :)
Mam nadzieję, że z chęcią będziecie zaglądać do nas i że pomożemy Wam przy wyborze i obsłudze nosidełka :)

Tak to się wszystko zaczęło….
Jeszcze będąc w ciąży i kompletując wyprawkę poszukiwałam chusty, która pozwoliłaby mi na bliskość z synkiem zarówno na spacerach ale też na co dzień w domu, w chwilach kiedy Filipek byłby marudny albo po prostu potrzebowałby się przytulić…  Zupełnie przypadkowo trafiłam wtedy na targi dziecięce w Warszawie, gdzie urzekły mnie wzory zarówno chust jak i nosidełek Womar. Spodobały mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie wyjść z targów bez jednego z nich :) ze względu na to, że chusty mogłam używać prawie od samego początku zdecydowałam się na początek właśnie na nią (ale miałam też świadomość, że prędzej czy później wrócę po nosidełko, które wołało za mną ;P )…
Nie wiedziałam jeszcze wtedy jak bardzo chusta mi się przyda i jak Filipek ją pokocha :)
Kiedy synek skończył 6 tygodni, a ja doszłam już do siebie wybraliśmy się na kurs wiązania chusty i od tego dnia chusta stała się naszym nieodłącznym kompanem… Okazało się, że jest niezastąpiona w tych nielicznych chwilach złego humoru Filipka… Kiedy nic poza rękami mamy nie było go w stanie zadowolić, a moje ręce i kręgosłup zaczynały nadawać się tylko do wymiany, gdy pojawiły się kolki (polecam, naprawdę działa!!! ), albo na plaży ciężko by było wieźć Filipka w wózku, kiedy Filip za wszelką cenę chciał ubierać ze mną choinkę ratowała nas zawsze chusta :) Przydawała się także w momentach mojej tęsknoty za brzuszkiem, Filip w chuście wtulał się we mnie i w mgnieniu oka zasypiał zadowolony, a ja mogłam poczuć z powrotem jego bliskość, zapach i poczuć się tak jak w czasie tych magicznych 9 miesięcy… Nie jestem w stanie zliczyć ile razy przydawała się tak po prostu w domu, ile razy ze śpiącym w niej maluchem krzątałam się po domu, sprzątając czy pichcąc…
Po powrocie z targów weszłam na stronę Womaru i stamtąd trafiłam na profil na FB :) Już wtedy była akcja ambasadorów, ale jako niedoszła jeszcze mama nie mogłam w niej wziąć udziału… aż nagle kilka miesięcy później okazało się, że jest druga tura akcji i udało nam się zakwalifikować jako Ambasador :D :D Nawet nie wiecie ile w tym wszystkim było emocji, Womar trzymał nas w napięciu do ostatniej chwili… ale to takie pozytywne emocje oczekiwania były :) Udało się :):) i dzisiaj otrzymaliśmy nasze śliczne nosidełko :) Paczka czekała na mnie już w progu mieszkania… Oczywiście kokardkę musiał rozwiązać Fifi, przeszkodziłam mu trochę w próbie do przyszłego zawodu perkusisty… ćwiczył pół dnia grę na garnkach, blachach i patelni :D :D za to potem prowizoryczna perkusja okazała się już nudna, kiedy zobaczył co jest w środku tajemniczej paczki … każda jego składowa została obejrzana, obśliniona i wymemłana, od nosidełka zaczynając na pudełku kończąc ;) zresztą widać to na zdjęciach :)
Przyznam, że Womar zaskoczył mnie trochę, bo spodziewałam się ładnego nosidełka a otrzymałam…. JESZCZE ŁADNIEJSZE :D :D piękny nasycony turkus będzie ślicznie podkreślał oczka Filipka :)
W zasadzie po 5 minutach od rozpakowania paczki Filip siedział już w nosidle i wtulał się we mnie, więc jak na pierwsze „użycie” uważam to za nie lada sukces :)
Nosidełko w formie niepospinanej sprawiało wrażenieskomplikowanego i pogmatwanego jak wzór DNA, ale po zerknięciu na instrukcję raz dwa udało nam się wszystko pospinać jak należy i korzystać z uroków. Przyznam, że nie spodziewałam się tak wielu rozwiązań poprawiających bezpieczeństwo maluszka jak i komfort użytkowania dla mnie… To co mnie zaskoczyło to:
1)       klamra z zabezpieczeniem -nigdy takiej nie widziałam, ale dzięki temu mam pewność, że nosidełko nie ma prawa rozpiąć się przypadkowo
2)      dopinany śliniak - wcześniej nie mogłam sobie tego wyobrazić…. i WIELKIE DZIĘKI Wam za to, bo mam ograniczoną ilość koszulek a Fifi ma dopiero 2 ząbki, więc jeszcze długo się pewnie będzie ślinił, tego nam brakowało w chuście :)
3)      kaptur na chłodniejsze bądź wietrzne dni  -na pewno może się też przydać nad morzem
4)      design-  nosidełko jest naprawdę stylowe  i dopracowane w każdym szczególe, pięknie wyhaftowane logo dodaje uroku, tkanina jest w bardzo ładnym nasyconym kolorze i jest na
pewno dobrej jakości.

Co więcej nosidełko sprawia wrażenie naprawdę wygodnego i Filipek siedzi w nim w pozycji żabki, najlepszej dla jego kształtującego się kręgosłupa, mimo 38 stopni które u nas w tym dniu były Filip był zadowolony będąc w nosidełku i wtulając się we mnie :) Niestety ze względu na temperaturę nasze pierwsze testowanie trwało tylko ok. kwadransa ale w przyszłym tygodniu ma być troszkę chłodniej i przyjemniej, więc może uda nam się wybrać na dłuższy spacerek i opisać więcej wrażeń :)



Tylko csiiiiiiiiiiiiii :D :D
To ja Fifi… mama myśli, że śpię, więc mnie nie wydajcie :P :D
Chciałem Wam tylko napisać, że nosidełko baaaardzo mi się podoba, jest bardzo wygodne i jest w moim ulubionym kolorze, a i mama będzie w nim ładnie wyglądała :) No i teraz Tata się nie wymiga i będzie mnie więcej nosił :D :D bo w chuście się wstydził :P :P
Mam tylko jedną uwagę co do nosidełka… zupełnie nie wiem, kto ten śliniak wymyślił…. bardzo śmieszyło mnie jak mama co chwilę musiała się przeze mnie przebierać, miałem wtedy ubaw po pachy…. a teraz nie wiem, z czego się będę śmiał… no nic… coś wymyślę :P

Dobranoc!!! :)










wtorek, 17 lipca 2012

"A… MaSz! Czyli Ania, Martyna, Maciek i Szymuś!" - pierwsza recenzja Ani, mamy Martynki


A… MaSz! Czyli Ania, Martyna, Maciek i Szymuś!
-Puk, puk…
-Kto tam?
-Kurier…
-A co tu robi kurier???
-Nosi…
-Co nosi?!
-Nosidełko…
Witajcie!
Nareszcie jest! Oczekiwane niczym najbardziej pożądany prezent – nasze nosidełko! Niezaprzeczalny dowód tego, że rzeczywiście zostałyśmy z Martynką ambasadorkami firmy Womar – bardzo dziękujemy za okazane zaufanie. Prócz nas – mamy na stanie w domu jeszcze dwóch wspaniałych przedstawicieli płci przeciwnej: głowę rodziny w postaci mojego męża Maćka (pamiętajcie tylko, że szyją tej głowy jestem ja – Ania:)) oraz Szymusia – szalonego pięciolatka, który do swojej maleńkiej siostrzyczki mówi: „Moja Seniorito!”.
A teraz do dzieła! Rozpakowujemy paczkę… i? Pierwsze wrażenie? Kolor nosidełka jest przepiękny – szlachetny, głęboki amarant – marzenie każdej dziewczynki:) Martynka uwielbia róż – będzie jej w nim do twarzy. Walory estetyczne są dla nas bardzo ważne – pierwsze wrażenie wzrokowe  zazwyczaj decyduje o tym, czy coś nam się podoba, czy też nie. Nam podoba się bardzo! Zaraz potem moją uwagę przykuwa sposób wykonania przedmiotu – od razu widać, że wybór materiału nosidełka Eco nie był przypadkowy – jest solidny, bardzo elastyczny i przyjemny w dotyku – ma to szczególne znaczenie ze względu na fakt, że będzie przylegał do skóry dziecka i nie może jej w żaden sposób podrażniać. Za szczególną zaletę należy uznać jakość i precyzję, z jaką wykonano nosidełko – cała konstrukcja została solidnie skonstruowana, wszystko do siebie pasuje, nie wystają żadne nitki, nic się nie strzępi, nie odstaje. Najważniejszym elementem są jednak dla mnie klamry, które decydują o bezpieczeństwie mojej córci – te wyglądają na solidne. Dodatkowo, główna klamra mocująca podstawę nosidełka na biodrach rodzica posiada przycisk zwalniający zatrzask, co chroni przed przypadkowym i niepożądanym rozpięciem. Świetnie!
Do kompletu dołączony jest śliniaczek – wykonany z miękkiego, chłonnego materiału (wypróbowałam, ścierając rozlaną na ławie wodę:)), który bardzo nam się przyda, ponieważ Martysia sączy litry śliny w związku z wyłażącymi ząbkami… Drugim, bardzo przydatnym elementem jest kapturek dopięty na rzepach do nosidełka – świetnie się sprawdzi podczas lekkich opadów deszczu, a także ochroni główkę dziecka przed nadmiernym słońcem.
Jak to działa? Zakładanie nosidełka eco jest intuicyjne, nie przeraża ilość sprzączek, ani pasków – od razu wiadomo „z czym to się je”. Podstawową sprawą jest odpowiednie dopasowanie długości pasków tak, aby zarówno dziecku, jak i rodzicowi było wygodnie – jeśli wykonamy to prawidłowo – nosidełko leży jak ulał. O tym, jak sobie radzimy z „zakwaterowaniem” Martysi w nowym środku transportu – napiszemy kolejnym razem. Obiecujemy też, że przetestujemy nosidełko w różnych sytuacjach – także ekstremalnych i postaramy się zaprezentować Wam wszystkie jego walory. Zatem do usłyszenia!
A…MaSz!


Poznajemy nasze Eco mamy - Ania, mama Helenki :)


Ania o sobie

Mam na imię Anna i mam 29 lat. Z wykształcenia jestem filologiem germańskim i od kilku lat pracuję w księgowości niemieckich linii lotniczych. Jestem osobą bardzo aktywną i towarzyską. Bardzo lubię spotkania z przyjaciółmi i wspólne wyprawy. Oboje z mężem uwielbiamy podróże, a dzięki mojej pracy udało nam się już zwiedzić wiele ciekawych miejsc na wszystkich kontynentach. Największym sentymentem darzę naszą pierwszą wspólną podróż do Indii. Odległe miejsca pozwalają mi poznać inną kulturę i cywilizację, a przy okazji rozwijają i uczą tolerancji.
W wolnych chwilach staram się spędzać czas aktywnie – jeżdżąc na rowerze czy też spacerując. Gdy jestem w domu lubię oglądać filmy oraz grać z mężem w gry planszowe. Niedawno urodziłam córeczkę i nasze życie nabrało zupełnie nowego sensu. Helenka jest najwspanialszym prezentem jaki mogłam sobie wyobrazić. Każdego dnia obserwuję jak się zmienia i nabywa nowe umiejętności. Codziennie razem spacerujemy w pobliskim parku. Pokazywanie jej świata stało się moją nową pasją. W weekendy całą rodziną organizujemy wycieczki za miasto, żeby pooddychać czystym, świeżym powietrzem. Jestem szczęśliwa i czuję się spełniona, ponieważ mam cudowną rodzinę, przyjaciół, satysfakcjonującą pracę i pasję.

Czym dla Ciebie jest rodzicielstwo?

Zanim urodziłam córeczkę, myślałam, że jestem w pełni szczęśliwa. Jednak dopiero teraz wiem czym jest prawdziwe szczęście. Mimo codziennych trudności, jakie są nieodłącznie związane z macierzyństwem, córeczka dostarcza mi ogromną ilość chwil prawdziwej radości, których dotychczas nie doświadczałam. Jej cudowny uśmiech powoduje, że zmęczenie po nieprzespanej nocy natychmiast znika. Pojawienie się dziecka nadało mojemu życiu zupełnie nowego sensu. Helenka ma zaledwie trzy miesiące, a ja już nie mogę sobie wyobrazić jak wyglądałoby moje życie bez niej. Cieszy mnie każde jej nowe osiągnięcie, jak pierwszy uśmiech, sięganie po zabawki, unoszenie główki. A w jej oczka mogę patrzeć godzinami. Karmię córeczkę piersią, co moim zdaniem buduje wspaniałą więź z dzieckiem.
Zostając matką musiałam odnaleźć się w zupełnie nowej dla mnie roli. Będąc w ciąży obawiałam się tego, ale teraz jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Patrząc na męża radośnie bawiącego się z ukochaną córeczką, czuję, że rozpoczyna się nowy rozdział w naszym życiu. Najpiękniejszy.

Dlaczego chciałabyś wziąć udział w naszej akcji testingowej?

Nie chciałabym po urodzeniu dziecka rezygnować z aktywności, do których jestem przyzwyczajona. Niestety nie zawsze można dotrzeć wszędzie z wózkiem. Nosidełka czy chusty są niezastąpione jeśli chcemy zapewnić dziecku i sobie codzienną aktywność i bliskość. Maleństwo ma możliwość obserwowania otaczającego świata, a rodzic nie musi rezygnować z codziennych zajęć. Moi znajomi korzystający z chust czy nosidełek są bardzo zadowoleni. Gdy usłyszałam o możliwości testowania nowych produktów Womar, natychmiast zdecydowałam się wziąć udział w akcji. Bardzo chciałabym wraz z córką Helenką wypróbować w codziennym życiu nosidełko ECO bądź chustę n17.