„Chustowe” początki…
Podróżując po Peru, Zanzibarze,
Indiach czy Tajlandii zawsze zwracało moją uwagę to, że wózki dziecięce używane
są tam jedynie przez (niektórych) turystów. Mieszkańcy zwykle nosili swoje
maleństwa w chustach. Matki handlujące na targu, pracujące w polu czy
zbierające algi z dna morskiego zawsze miały swoje dzieci przy sobie. Bardzo
podobało mi się to, że mimo wielu obowiązków, zaspokajają tak ważną dla dziecka
(i matki) potrzebę bliskości. Dlatego ogromnie się cieszę, że zwyczaj ten staje
się również coraz popularniejszy w naszym kraju.
Kiedy tylko usłyszałam o akcji
firmy Womar, umożliwiającej przetestowanie chust, z przyjemnością wzięłam w
niej udział. Postanowiłam spróbować, czy ‘chustowanie’ spodoba się naszej
córeczce Helence i nam – i udało się, zostałam Ambasadorką firmy i właśnie
testuję chustę wiązaną „Be close” N17 Zaffiro :).
W kolejnych odsłonach postaram
się pokrótce opisać naszą przygodę z chustą.
Po dostarczeniu jej przez
kuriera, od razu zabrałam się za rozpakowywanie. Chusta znajdowała się w
estetycznym pudełku i była przewiązana amarantową wstążeczką. Wybrany przeze
mnie kolor (niebiesko-zielone pasy) na żywo prezentował się jeszcze
atrakcyjniej niż na stronie producenta. Trochę rozczarowało mnie to, że
kolorowy nadruk znajduje się tylko na jednej stronie chusty, ale po zapoznaniu
się z rodzajami wiązań z instrukcji, zauważyłam, że nie ma to większego
znaczenia, gdyż po zawiązaniu widoczna jest tylko ta zadrukowana część. Chusta
jest tkana i posiada splot skośno-krzyżowy, który świetnie podtrzymuje kręgosłup
dzidziusia. Tkanina jest bardzo mocna. Brzegi są estetycznie podgięte, a na
jednym z nich znajduje się naszywka oznaczająca środek (bardzo ułatwiająca
wiązanie w związku ze sporymi wymiarami). Długość chusty to 450 cm, a szerokość
70 cm, biorąc pod uwagę mój niezbyt wysoki wzrost, muszę stwierdzić, że jest
ogromna!
Po dokładnym obejrzeniu chusty
postanowiłam zapoznać się z instrukcją, bo nigdy nie miałam do czynienia z
wiązaniem chust… Muszę przyznać, że ulotka jest bardzo przystępnie napisana –
nawet laik (jak ja :) )
może nauczyć się opisanych w niej wiązań. W kolejnej odsłonie opiszę nasz
ulubiony rodzaj i pierwsze reakcje Helenki na nowy sposób podróżowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz