poniedziałek, 30 lipca 2012

"Kubuś Puchatek i eco blisko natury" - druga recenzja Ani, mamy Martynki



„To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, oznacza to, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania jaki znam, to ten, że się jest pszczołą…”
Kubuś Puchatek

…I my z Martynką (powszechnie zwaną „Dondzią”) postanowiłyśmy sobie te pszczoły obejrzeć z bliska! W słoneczne niedzielne popołudnie wybrałyśmy się na naszą pierwszą wyprawę – środek transportu: nosidełko eco – oczywiście zmieściła się do niego tylko Dondzia - ja musiałam się zadowolić siłą napędową własnych kończyn dolnych… Ech!
    Pisałam już, że przygoda z eco rozpoczyna się od wyregulowania długości poszczególnych pasków – od tego zależy komfort noszenia nosidełka przez rodzica, ale przede wszystkim chodzi o to, by naszego malucha absolutnie nic nie uwierało. Zasada numer jeden – nie panikować! Nosidełko jest banalnie proste w obsłudze, ale oporni na wiedzę intuicyjną mogą (a nawet powinni) skorzystać z dołączonej do zestawu instrukcji obsługi. Pierwsza operacja logowania Martynki w nosidełku wzbudziła moje obawy – wydawało mi się, że będzie jej niewygodnie, że jest za mała, a nóżki są tak wiotkie i delikatne, że nie uda mi się ułożyć córeczki w wygodnej pozycji, dlatego wprowadziłam zasadę numer dwa – absolutnie nie panikować!!! Z pomocą przyszło mi lustro…no i Pan-Mąż! Lustro - dlatego, że wsadzając dziecko do nosidełka, mogłam obserwować co i jak robię, a w razie potrzeby, szybko skorygować ułożenie dzieciaczka; Pan-Mąż – ponieważ okazał się ekspertem w kwestii dopasowania i zapinania poszczególnych klamerek, a możliwość skrępowania mnie paskami wzbudziła w nim niespodziewany entuzjazm… W końcu poszłyśmy….
    Wycieczkę do lasu zaplanowałam nie bez przyczyny – dotąd był on bowiem dla nas niedostępny –nawet nasz wózek o dużych, „terenowych” kołach nie był bowiem w stanie tam dojechać. Nosidełko całkowicie ten problem rozwiązało, co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach. Mając Dondzię przy sobie i w razie konieczności – dwie wolne ręce, mogłam zajrzeć w każdy zakątek lasu, wejść za każde drzewo i pokonać każde „wertepy”.
Oj, zbratałyśmy się z Martynką z naturą…., zbratałyśmy!        Najpierw zaliczyłam pierwszą w swoim życiu kupę, którą jakiś leśny stwór zostawił na samym środku drogi. Zasada numer trzy – patrz, gdzie leziesz, sieroto! Gdy już zaczęłam roztaczać wokół siebie wątpliwej jakości woń – ochoczo powitało nas stado krwiożerczych bąków, które żarły – zwłaszcza mnie – gdzie popadło! Zwieńczeniem wyprawy okazało się bliskie spotkanie trzeciego stopnia z gniazdem oszalałych pszczół, które w ramach zawarcia z nami dozgonnego paktu przyjaźni postanowiły przypieczętować ją swoimi żądłami – trzy razy z rzędu!!! Auuuuuaaaa!!!
Dondzia była wniebowzięta – ja trochę mniej, niemniej jednak przeszłyśmy dystans 5 kilometrów i nosidełko zdało swój pierwszy egzamin celująco. Ach, gdyby tak jeszcze umiało odstraszać insekty…
Techniczny aspekt wyprawy…
·         Nosidełko jest doskonałą alternatywą dla wózka, pozwala dotrzeć do miejsc dotąd niedostępnych;
·         Przed każdą wyprawą konieczna jest regulacja długości pasków tak, aby zapewnić dziecku absolutny komfort i bezpieczeństwo podróżowania;
·         Nosidełko można zakładać na kilka różnych sposobów – jednak przy małym dziecku (4-5 miesięcy) najlepszym sposobem jest zakładanie go w sposób klasyczny – na klatce piersiowej tak, aby malucha mieć cały czas przed sobą;
·         Szelki nosidełka można mocować na plecach równolegle lub krzyżowo (jak na zdjęciach), jednak na dalsze wyprawy proponuję sposób „na krzyż”, ponieważ dzięki temu maksymalnie odciążamy kręgosłup;
·         Nosidełko doskonale sprawdza się podczas wycieczek po nierównym terenie – trzymając dziecko przy sobie, mamy jednocześnie dwie wolne ręce, którymi w każdym momencie możemy się asekurować – nie da się tego zrobić, gdy sami niesiemy brzdąca;
·         Nosidełko pozwala na naprawdę dalekie wyprawy – moja Martyna bez problemu wytrzymała w nim niemal 2 godziny bez przerwy. Jeśli ktoś ma jednak jakieś obawy, zawsze może ze sobą dodatkowo zabrać wózek.
Wyprawę leśną uważam za zaliczoną! Za tydzień wyjeżdżamy na zasłużone wakacje i mamy dla Was niespodziankę – jedziemy do Sopotu, skąd pochodzi inna eco-mama – Aleksandra, której zaproponowałyśmy spotkanie! Bardzo się cieszymy, że trafia nam się taka niecodzienna okazja tym bardziej, że my testujemy nosidełko, a Ola z córką Mają – chustę be close, więc będziemy mogły porównać swoje dotychczasowe doświadczenia. Ściskamy!
A.Ma.Sz!















7 komentarzy:

  1. Na takie wyprawy tylko z nosidełkiem albo chustą. my akurat mamy nosidło eco design i nie raz ratowało sytuację ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak czytam recenzje ambasadorek coraz bardziej nie mogę się doczekać wakacji i w końcu wypróbować nosidełko eco w "terenie". Pozdrawiam ciepło. Mama Marzenki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale miałyście przygodę :D ale to coś wspaniałego dla dziecka..móc z bliska przyjrzeć się liściom u drzew, rozejrzeć dookoła, a nie ciągle obserwować niebo;) polecamy wszystkim rodzicom nosidełkowanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero się rozglądam za nosidełkiem i natrafiłam na ten blog. Zdjęcia są zachęcające. Sporo tych zapięć, pasków i to mi się podoba. Nosidełko wygląda na bezpieczne

    OdpowiedzUsuń
  5. Też czekamy aż wiosna w końcu nadejdzie i wypróbujemy nasze eco design. Pozdrawiam eco mamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz widzę takie zapięcia. Chyba już lepiej się zabezpieczyć nie da ;) bardzo fajnie pomyślane. I chyba już wiem jakie nosidełko kupimy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne foty. my mamy i nosidełko i chustę be close, którą również polecamy. Udanego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń